Wielu Polaków przeprowadzających się do Niemiec ma już za sobą stres związany ze zmianą kraju, języka, pracy. Wśród tych wszystkich wyzwań temat ubezpieczeń zdrowotnych i OC schodzi często na dalszy plan. „Będzie czas, to się ogarnie” – słyszymy od niejednego klienta. Niestety, ten brak świadomości bywa kosztowny. Niemiecki system ubezpieczeń działa inaczej niż polski. I o ile w Polsce wiele rzeczy „jakoś się załatwia”, to w Niemczech potknięcie w tej dziedzinie może skończyć się rachunkiem, który przewróci domowy budżet do góry nogami.
Oto trzy przekonania, które najczęściej prowadzą Polaków na minę.
„Mam kartę EKUZ, więc jestem bezpieczny” – nieprawda.
To jeden z najczęściej powtarzanych mitów. Karta EKUZ to rzeczywiście przydatny dokument, ale tylko dla turystów albo osób tymczasowo przebywających za granicą. Jeśli przyjeżdżasz do Niemiec pracować, prowadzić działalność lub po prostu mieszkasz tu dłużej – EKUZ po prostu nie wystarczy.
Po pierwsze, karta ta nie obejmuje wszystkich kosztów. Leczenie prywatne? Transport medyczny? Pobyt w szpitalu? – EKUZ często nie pokrywa tych wydatków w całości lub wcale.
Po drugie, niemieckie prawo wymaga, by osoby mieszkające na stałe miały niemieckie ubezpieczenie zdrowotne – albo państwowe (GKV), albo prywatne (PKV). Przedstawienie samej karty EKUZ może zostać potraktowane przez urząd jako unikanie obowiązku ubezpieczenia. A to oznacza jedno: nadrobienie zaległości składkowych – czasem nawet za kilka miesięcy wstecz.
Lepiej nie ryzykować.
„Ubezpieczenie prywatne jest zawsze lepsze” – nie dla wszystkich.
Drugi częsty błąd to ślepa wiara w prywatne ubezpieczenia zdrowotne. Owszem – Private Krankenversicherung (PKV) potrafi dać dostęp do lepszych specjalistów i krótszego czasu oczekiwania. Ale ten system ma swoje zasady, które nie są korzystne dla każdego.
Przede wszystkim – im starszy jesteś, tym wyższa składka. Dodaj do tego rodzinę na utrzymaniu, dzieci, przewlekłe choroby – i nagle okazuje się, że państwowe ubezpieczenie (GKV) byłoby znacznie tańsze i bardziej elastyczne.
Co gorsza – z powrotem do systemu państwowego może być problem. Po 55. roku życia jest to niemal niemożliwe. Wiele osób, które „poszły w prywatne”, dziś płaci składki rzędu 800–1000 euro miesięcznie i nie ma już odwrotu.
Nie chodzi o to, by straszyć. Chodzi o to, żeby podejmować decyzje świadomie.
„Jak coś się stanie, to się najwyżej zapłaci” – lepiej nie testuj
To podejście w stylu: „co się może stać?” – z reguły działa, dopóki coś się rzeczywiście nie stanie. A w Niemczech nawet drobna stłuczka, zalanie mieszkania sąsiada czy upadek na śliskim chodniku może oznaczać odpowiedzialność cywilną sięgającą tysięcy euro.
Brak prywatnego OC (Privathaftpflichtversicherung) to jak chodzenie po linie bez siatki zabezpieczającej. W Polsce często takie ubezpieczenie traktujemy jako „zbędny luksus”. W Niemczech to wręcz standard – ma je ponad 80% mieszkańców.
Podobnie wygląda sprawa z brakiem ubezpieczenia zdrowotnego. Trafiasz do szpitala? Jeden dzień to nawet 1000 euro. A bez ubezpieczenia nie masz z czego się wytłumaczyć – płacisz pełną kwotę, nie ma zmiłuj.
Podsumowanie
Niemiecki system ubezpieczeń jest dobrze poukładany. Chroni przed finansową katastrofą. Ale nie wybacza ignorancji.
Jeśli planujesz dłuższy pobyt w Niemczech – nie kombinuj, tylko załatw sobie solidne ubezpieczenie. Ubezpieczenie zdrowotne – zgodne z Twoim statusem. OC prywatne – na wypadek głupiej sytuacji, która może kosztować majątek. A jeśli prowadzisz Gewerbe – również odpowiednie OC zawodowe.
Na szczęście nie musisz tego ogarniać sam. Na stronie Sicherheitspaket Intertax24 pomożemy Ci dobrać rozsądną polisę – bez ściemy, bez przepłacania i bez ryzyka, że coś przeoczysz.